piątek, 27 września 2013

Louis/część 1

Louis/część 1


   ELO...ELO ;) TO JA,! NO WIĘC...JESTEM SOBIE W MANCHESTERZE I MOJA ZAJEBISTA KUZYNKA POPROSIŁA MNIE, ABYM SPECJALNIE DLA NIEJ NAPISAŁA IMAGINA Z LOUISEM....NO WIĘC I JEST O TO ON! BĘDZIE W DWÓCH CZĘŚCIACH...NASTĘPNA POJAWI SIĘ PO 5 KOMENTARZACH!!! 
KOCHAM WAS <333 MIŁEGO CZYTANIA ;P
_______________________________________________

    Angelika pożegnawszy i odprowadziwszy swoją, a także swojego męża rodzinę, wróciła do salonu. Stała oparta o kant wejścia. Przyglądała się mężowi-Louisowi, który już zdążył zacząć grać na PlayStation. Kosmyk jej włosów, wyślizgnął się z jej koka i opadł na oczy. Louis nie zauważył, iż jego małżonka stoi i bacznie go obserwuje oschłą miną. Angelika prychnęła i podeszła bliżej kanapy, na której usadowił się jej mąż.
-Pójdę pozmywać...-Angela przełknęła ślinę.
-Uu....nie wiedziałem, że tu jesteś-odparł Tomlinson, dalej zafascynowany grą.
-Mógłbyś mi pomóc.
-Nie ma sprawy...-Lou spojrzał na swoją żonę i powrócił do gry-za chwilę. Jeszcze sobie trochę poskaczę.-jego palce wciąż wciskały guziki na joysticku.
-Nie chcę tego odkładać na później.-kobieta machnęła ręką w stronę kuchni-to nie zajmie dużej niż kwadrans.-błagała męża.
-Kochanie...-Lou zmienił pozycję na leżącą, nie przerywając gry-jestem wykończony, chcę się zrelaksować. Przecież naczynia możemy pozmywać jutro.-odparł, na krótko spojrzał na małżonkę.
      Angelikę to wkurzyło. Okrążyła kanapę, stanęła tak, że zasłoniła ekran i założyła ręce na piersi.
-Dobrze wiesz, że nie lubię rano wchodzić do brudnej kuchni.-mówiła spokojnym tonem, krążyła w tą i we w tą.
-A kto by się tym przejmował?-prychnął Tomlinson.
-Ja..wiesz? Męczyłam się aby doprowadzić mieszkanie do porządku-energicznie gestykulowała rękoma-potem zrobiłam kolację dla naszych rodziców, a wcześniej cały dzień pracowałam.-Angela podniosła ton głosu, kierując się w stronę kuchni.
-Dobra, pozmywam te cholerne naczynia.-Louis orientując się, że jest na straconej pozycji, wstał ociężale z kanapy, joystick rzucił na podłogę i skierował się za małżonką.
-Wiesz, co? Nie tego się spodziewałam.-pokręciła głową.
-Chciałaś, żebym ci pomógł pozmywać.-pokazał ręką na zlew pełen brudnych naczyń.
-Chciałam, "ŻEBYŚ CHCIAŁ" pozmywać.-próbowała mówić spokojnie.
-Dlaczego miałbym chcieć pozmywać naczynia?-Lou podparł ręce o tył głowy.
-I w tym cały problem.-wkurzona Angelika, zaczęła zbierać resztę brudnych naczyń.
-Chyba czegoś nie rozumiem.-powiedział zrezygnowany.-Chcesz powiedzieć, że się wściekasz,bo nie mam chęci do zmywania naczyń?-teatralnie przewrócił oczami.
-Nie. Wściekam się o to, bo nie okazujesz nieotwartej chęci, że pozmywasz.-ton głosu coraz bardziej się podnosił.
-Właśnie to zrobiłem.-wskazał ręką w stronę salonu.
-Nie! Zrobiłeś to, bo o to cię poprosiłam.-zdenerwowana brunetka walnęła ręką w blat kuchenny.
-Zachowujesz się jak stuknięta.-westchnął cicho.
-Nie mów, że jestem stuknięta!
-Nie powiedziałem, że jesteś stuknięta.-Louis podniósł ręce na znak "poddania się".
-Powiedziałeś.-brunetka dalej ciągnęła swą wypowiedź.
-Powiedziałem, że tak się zachowujesz.
-Wiesz Louis...poprosiłam cię dziś o jedną prostą rzecz: o 12 cytryn na lemoniadę, a ty przyniosłeś 3.-Angela zaczęła samodzielnie zmywać naczynia.
-Boże...gdybym wiedział, że to taki problem, to bym kupił 24, a nawet 100 cytryn, a ty byś nie marudziła!
-Nie chodzi o cytryny...
-Przecież o tym mówisz.-wskazał palcem na żonę.
-...mógłbyś czasem zrobić coś, aby było mi miło. Byś wykonał to o co cię proszę, albo żebym nie musiała cię prosić.-zapadła cisza.
-Dzisiaj rano nie musiałaś o nic mnie prosić-powiedział Lou, zbliżając się powoli do żony.
-Daj spokój.-Angela zabrała ręce z wody i wytarła je ścierką, którą rzuciła na szafkę pod wpływem złości.
-Mówię poważnie.-Tomlinson, aby załagodzić sytuację, objął Angelikę, lecz ta się wyrwała i skierowała do salonu.
-Ja też. Wiedziałeś, że cały dzień byłam w pracy, zrobiłam kolację, mogłeś chociaż pomyśleć: "Kupię Angelice kwiaty"-brunetka czuła, że w jej ciele zaczyna się gotować.
-Na pierwszej randce powiedziałaś, że nie lubisz kwiatów, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto!
-Każda dziewczyna lubi kwiaty.-Angelika oparła ręce o biodra, po czym przyłożyła rękę do czoła.
-Czyli, że mam rozumieć, że lubisz kwiaty? Czy jednak nie? Już się pogubiłem.-marchewkowicz zrobił jedno kółko.
-Nie o to chodzi. Nic nie rozumiesz. Nie chodzi o kwiaty, naczynia, cytryny-zielonooka zaczęła po kolei wymieniać-Nigdzie razem nie wychodzimy.
-Byliśmy razem ostatnio na meczu.
-Piłki nożnej? Miałam patrzeć na jakiś spoconych palantów, biegających bez sensu za piłką przez 90 minut?!-w kobiecie coraz bardziej się gotowało.-To ma być dla mnie atrakcja? Pojechałam tam dla ciebie. A jak ty-wskazała palcem na niego-okazujesz mi uczucia?
     Louis także miał dosyć tej kłótni. Ze złości jego twarz przybrała czerwony kolor. Temperatura jego ciała wzrosła do maximum.
-Codziennie chodzę do studia. Nagrywam z chłopakami piosenki. Jeździmy na koncerty i zarabiam tyle, abyś ty nie musiała pracować-zaczął się drzeć na całe gardło. Angelika w tym czasie, zbierała ze stolika filiżanki po kawie.
-Ale ja chcę i lubię pracować.-odwróciła się w stronę męża i ruszyła w stronę kuchni, a on za nią.
-Proszę tylko, abyś okazała mi zrozumienie. Wracam do domu i chcę odpocząć chociaż na 20 minut. A ty zamiast na mnie krzyczeć,najeżdżać i zrzędzić, powinnaś mnie zrozumieć!-krzyczał nieprzerywanie.
-Uważasz, że zrzędzę?!
-Tak!-ich krzyki można było usłyszeć w sąsiednim domu.-Bez przerwy mnie opierdzielasz..."w łazience bałagan, Louis powinieneś zapisać się na siłownię"-zaczął naśladować małżonkę, wciąż wrzeszcząc-Nic co robię, nie jest wystarczająco dla ciebie dobre!...Do diabła! Wolał bym zostać sam.-powiedział i poszedł do salonu.
    Angelika stała po środku kuchni z otwartą buzią. Nie dowierzała słowom, usłyszanych od męża. Jak on mógł w ogóle powiedzieć jej, że wolałby zostać sam? Te słowa zabolały brunetkę. Poczuła jakby ktoś wbił ostrze noża w jej serce. Dosłownie w sam środek. Tego było już za wiele. Angelika ruszyła za mężem do salonu.
-Właśnie tego chcesz Louis?-mówiła, a do jej oczu zaczęły nagromadzać się łzy, ale ich nie uroniła.
-Tak.-odpowiedział, patrząc na nią.
-Naprawdę?-ponownie spytała.
-Tak.-kiwnął głową.
-Okey. Rozrzucaj swoje ciuchy gdzie chcesz, ubieraj się jak "łach", graj w te swoje gry wideo, mnie to nie obchodzi. Z nami koniec!-krzyknęła stanowczo i już miała zmierzać do sypialni.
-Co?!-dopiero teraz dotarły do niego te trzy ostatnie słowa Angeliki.
-Z NAMI KONIEC! Rób co chcesz-wróciła się do salonu-Nie zasłużyłam sobie na to. Zasługuję na kogoś, komu na mnie zależy.-gestykulowała rękoma w stronę Lou.- Nie spędzę ani chwili dłużej z bezdusznym dupkiem! JESTEŚ DUPKIEM!-krzyknęła i pobiegła do sypialni.
     Teraz Louis pozostał z otwartą na szerokość buzią. Słowa żony nie chciały do niego dotrzeć, a jednak. Poczuł ból w sercu. Odczuł jak skrzywdził swoimi słowami Angelę-swój skarb, to co kocha, tą bez której nie wyobraża sobie życia.
     Angelika oparła się o białe drzwi. Powoli zsunęła się po nich, chowając głowę w kolanach. Zaczęła nad tym wszystkim rozmyślać. O swoim życiu, które nic nie jest warte. Ona ciężko pracuje w pracy, zajmuje się domem, a Tomlinson nawet nie zwraca na nią uwagi i to od dłuższego czasu. Odkąd wzięli ślub, mężczyzna przestał mówić jej jaka jest piękna, jak bardzo ją kocha. Od dłuższego czasu nic się nie zmieniło. Ciekawe czy ten dupek pamięta o jutrzejszych walentynkach-pomyślała. Brunetka usłyszała tylko trzask drzwiami, co oznaczało że Louis wyszedł. A gdzie? Do baru, aby zatopić smutki w alkoholu.
     Z oczu młodej kobiety zaczęły wypływać łzy, ale nie przejmowała się tym. Pozwoliła im swobodnie kreślić drogę, po jej bladych policzkach. Angela czuła jakby ktoś łamał jej wszystkie kości na żywca. To był ból miłości. Miłość, która nagle się skończyła, przez wypowiedzenie niekontrolowanych słów?
TO BE CONTINUED....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz