czwartek, 17 października 2013

Louis +18

Zapanowanie nad kuchnią to koszmar. Gotowanie nie było Twoim ulubionym zajęciem. Ledwo sięgnęłaś po garnek, a już patelnia zaczynała się palić. Zaczęłaś klnąć w każdym możliwym języku świata. Gdyby nie ktoś z tyłu, to szklanka z wodą upadłaby Ci na podłogę.
Louis: Nie mogę patrzeć, jak się kaleczysz. Odsuń się i daj zawodowcy pracować.
Ty: Zawodowcy? Pf.
Louis: Co Ty chciałaś zrobić w ogóle?
Ty: Tosty.
Louis: Po cholerę był Ci do tego garnek? Zresztą nie ważne. Siadaj i się ucz, dziecko.
Ty: Mam 18 lat! Nie jestem dzieckiem!
Louis: A ja mam 23. Nie pyskuj.
Ty: Bo?
Louis: Bo Cię zgwałcę. O.
Ty: Strasznie się boję. Boo bear.
Louis: Prowokujesz.. Nie mów tak do mnie!
Ty: Czyżby Boo Bear się wkurzył?
Lou wyłączył kuchenkę i biegł w Twoją stronę. Próbowałaś uciekać, ale powalił Cię na ziemię i usiadł na Tobie okrakiem.
Louis: Jak mnie nazwałaś?
Ty: Boo Bear! - pocałował Cię w szyję. Dobrze wiedział, że tego nie lubisz, bo od razu mu ulegałaś.
Louis: Jak?
Ty: Lou..
Louis: I co, można? Można. - chwilę wpatrywaliście się sobie w oczy. - A może by tak.. No wiesz.
Ty: Tutaj?
Louis: Robiliśmy to już w salonie, w łazience, w sypialni, na korytarzu, a nawet w szafie Harry’ego. Naprawdę nasza kuchnia jest dziwną propozycją?
Ty: Hm. No to niech Ci będzie.
Louis: No Dean, dziś znów masz szczęście. - spojrzał na swoje krocze.
Ty: Dean? Nie chcę wiedzieć, skąd się to wzięło. - zaśmiałaś się. Louis zamknął Ci usta pocałunkiem.
Louis: Shhhh! Nic już nie mów. Powiesz, gdy Ci pozwolę. A raczej krzykniesz.
Uśmiechnął się złośliwie i znów uczepił się Twojej szyi. Wzdychałaś cicho, co przyprawiało go tylko o większe pragnienie. W końcu i u Ciebie rozsądek przestał działać. Twoja ręka powędrowała ku jego pośladkom.
Louis: Tylko ostrożnie, bo ten tyłek kosztuje sto tysięcy funtów!
Ty: Nie martw się. Nie będę zbyt ostra. - wymruczałaś seksownie i delikatnie uderzyłaś go w pośladek. Lou nie chciał dłużej czekać i w końcu wziął się za Twoją bluzkę, która pofrunęła aż na drugi koniec pokoju. Stanik zresztą też.
Louis: Mm. Tęskniłem. - wtulił głowę w Twoje piersi i zaczął na różne sposoby pieścić Twoje sutki. Jedną rękę włożył w Twoje majtki. Jęknęłaś cicho i chciałaś zrobić mu tak samo, ale on skarcił Cię wzrokiem.
Louis: Ostatnim razem Ty prowadziłaś. Moja kolej. Nie zrobisz niczego, póki Ci nie powiem. Rozumiesz?
Ty: Ale.. - wbił dwa palce w Twoją kobiecość.
Louis: Pytam czy rozumiesz?!
Ty: Rozumiem. - jęknęłaś.
Louis: I to chciałem usłyszeć. Jeśli chcesz coś zrobić, to masz mnie o to zapytać, sweetheart.
Ty: Mhm.. - podciągnęłaś jego koszulkę do góry. - Mogę?
Louis: Możesz. A teraz daj mi się skupić.
Całował Cię po brzuchu, schodząc coraz niżej. W końcu dotarł do paska od spodni. Uśmiechnął się zadziornie i odpiął dwa pierwsze guziki. Ściągnął z Ciebie spodnie jednym szybkim ruchem, przyspieszając ruchy ręki. Czułaś się skrępowana, gdy Lou tak po prostu robił z Tobą co chciał, a Ty mogłaś tylko za każdym razem pytać go o zgodę na coś. Jednak po chwili zignorowałaś go i przejęłaś inicjatywę. Ściągnęłaś jego koszulkę i pocałowałaś go w obojczyk. Lou był chyba nie zbyt zadowolony, że mu się sprzeciwiłaś, bo wbił w Ciebie jeszcze mocniej palce.
Louis: Niegrzeczna dziewczynka. Dlaczego nie słuchasz?
Nie odpowiedziałaś tylko zaśmiałaś się cicho, zaczynając majstrować przy jego spodniach. Powoli zaczęłaś rozpinać rozporek i guzik, sunąc spodnie w dół. Lou spojrzał na Ciebie lekko zdzwiony, ale nie opierał się.
Louis: Z Tobą nie da się bawić. Psujesz najlepszą rozrywkę.
Szybkim ruchem wyciągnął pasek z Twoich spodni, które dawno już leżały na podłodze i ‘strzelił’ z ni.
Louis: Teraz jedziemy na moich zasadach, moja panno. I nie chcę słyszeć sprzeciwu.
W pierwszej chwili myślałaś, że żartuje, ale on mówił poważnie. Uniósł Twój podbródek do góry.
Louis: Po pierwsze: masz się do mnie zwracać per. panie Tomlinson. Po drugie: traktujesz mnie z szacunkiem. Po trzecie: nie robisz NICZEGO póki Ci nic nie powiem. Zrozumiałaś?
Ty: Tak. - burknęłaś.
Chłopak strzelił Ci paskiem w tyłek.
Louis: Nie dosłyszałem?
Ty: TAK! - krzyknęłaś.
Louis: Dobrze. Więc teraz będziemy iść na moich zasadach - mówiąc to, uśmiechnął się łobuzersko i zahaczył palcem o krawędź Twojej bielizny, powoli ciągnąć ją ku dołowi.
Położyłaś ręce na ramionach Louisa i uniosłaś biodra do góry żeby ułatwić mu zadanie. Potem poszło już gładko. Twoja bielizna poleciała w kąt, tak samo jak jego spodnie. pochyliłaś się nad jego klatką piersiową i całując ją schodziłaś coraz niżej, dochodząc do bokserek. Zahaczając zębami o materiał, zaczęłaś je powoli zdejmować, czując powiększającą się wypukłość. W końcu je ściągnęłaś i odrzuciłaś do tyłu. Wpatrywałaś się teraz w Louisa kompletnie nie wiedząc co robić. Jeden niewłaściwy ruch i znów dostałabyś z paska. Lou chyba poczuł, że ma większą władzę.
Louis: Siadaj na stół. Już.
Ty: Mhmm..
Louis: Powtórz to poprawnie.
Ty: Tak, panie Tomlinson!
Louis: Tak lepiej. Siadaj. – usadowiłaś się na stole i zdezorientowana wpatrywałaś w Louisa. Ten za to patrzył na Ciebie rozbawionym wzrokiem, jednocześnie pożerając Cię spojrzeniem. Swoją broń (żeby nie było.. pasek.) trzymał nadal w ręce, w razie gdybyś była mu nieposłuszna. Wolną ręką uniósł Twój podbródek i pocałował Cię lekko w usta, owijając Ci na szyi pasek.
Louis: A teras słuchaj uważnie. Rozłożysz nóżki, jak grzeczna dziewczynka i dasz mi pracować. Kiedy będę Ci kazał, wykrzyczysz moje imię. Jasne?
Ty: Tak, panie Tomlinson. – Lou uśmiechnął się po raz kolejny i uklęknął nad Twoją kobiecością. Lekko rozchyliłaś nogi, ale dla niego to i tak było za mało, więc rozsunął je najbardziej, jak tylko dałaś radę. Najpierw wsunął dwa palce wiadomogdzie i zaczął nimi poruszać, by jakoś zapoczątkować zabawę. Jęknęłaś cicho, więdząc, że zostaniesz za to ukarana. Louis zmroził Cię spojrzeniem i przysunął twarz do Twojej wiadomoczego! Wsunął język wiadomogdzie i zaczął nim najpierw delikatnie poruszać. Złapałaś go za włosy i przyciągnęłaś bliżej, na znak, że może to robić mocniej. Zignorował już kwestię Twojego kontrolowania sytuacji, starał się maksymalnie skupić na tym, co robi. Powiedzmy, że mu się to udawało. Nie wiedziałaś już, gdzie podziać swoje ręce. Było Ci tak dobrze, że cały czas wędrowały ku włosom Louisa. Tym razem jednak, zacisnęłaś palce na jego plecach. Gdy wbijał się w Twoją kobiecość, ty rysowałaś mu paznokciem coraz większe kręgi. Podgryzając Twoją.. łech łech łech.. coś tam. zaczynał się coraz lepiej bawić. Mniej więcej po skończonej robocie, podniósł się na nogi i spojrzał Ci rozbawionym wzrokiem w oczy.
Louis: Jeszcze do tego wrócimy. A teraz Ty pobawisz się ze mną w te gierki.
Ty: Tak, panie Tomlinson. - odparłaś z łobuzerskim uśmieszkiem i padłaś przed nim na kolana. Twoją twarz od jego członka dzieliły centymetry, więc wzięłaś go w obie dłonie i zaczęłaś pocierać nim w górę i w dół. W końcu wzięłaś go do ust. Louis oparł się rękoma o stół i jęczał z przyjemności. Rytmicznie poruszałaś się w przód i w tył, co bardzo mu odpowiadało, bo złapał Cię za włosy i ‘pomagał’ Ci się odchylać. Twoje ruchy zaczynały się robić coraz szybsze, a Louis coraz głośniej jęczał. Czułaś, że zaraz dojdzie, więc starałaś się dać z siebie wszystko. W końcu wyjęłaś na moment jego penisa, ale wystarczyło mu to, żeby spłynęła z niego cała sperma. Uśmiechnęłaś się do niego, podczas gdy on ciągle próbował uregulować swój oddech.
Louis: Wstawaj. Nie spisałaś się tak dobrze, jak chciałem, więc będziesz miała karę.
Wstałaś skruszona i spuściłaś głowę.
Ty: Tak jest panie Tomlinson. - odparłaś, a on brutalnie złapał Cię za podbródek i pociągnął do góry. Zaczął Cię całować po szyi i dochodząc do biustu, jedną ręką zaczął masować jedną z Twoich piersi. Drugą zaś rozchylił Twoje nogi do maksimum, żeby swobodnie w Ciebie wejść. W najmniej oczekiwanym momencie poczułaś całą długość jego członka w sobie. Jęknęłaś najgłośniej jak umiałaś, ale Louis zatkał Ci usta namiętnym pocałunkiem. Gdy zsunął swoje usta poniżej Twojej szyi, krzyknęłaś głośno, a on wymierzył Ci solidnego klapsa w tyłek.
Louis: Nie pozwoliłem krzyczeć. Jeszcze nie teraz. – obrócił Cię tak, że teraz stałaś tyłem do niego. I znów w Ciebie wszedł. – Już możesz. Krzycz ile chcesz.
Chłopak zaczął poruszać się w Tobie coraz szybciej, co doprowadziło do tego, że darłaś się jak nienormalna. On zresztą też nie był lepszy. Starał się nie okazywać emocji, ale dławił w sobie jęki. W końcu wymruczał Ci do ucha: ‘Chcę, żebyś krzyczała moje imię. Teraz.’. Louis zbyt Cię dziś zaskakiwał, żebyś go nie posłuchała, więc zrobiłaś co kazał. Przy każdym następnym pchnięciu wykrzykiwałaś jego imię.
Ty: Louis, kurwa. – jęknęłaś. – Już nie mogę.
Louis: Możesz. Skończymy, gdy ja o tym zdecyduję.
Wyszedł z Ciebie obracając Cię przodem do siebie. Wtopiłaś palce w jego włosy i pociągnęłaś lekko za nie.
Ty: Teraz to ja przejmuję inicjatywę. - wymruczałaś mu seksownie do ucha i pchnęłaś go na perwersyjnie na stół. Usiadłaś na nim okrakiem i pochyliłaś się nad nim, patrząc mu głęboko w oczy.
Louis: Czyli tak będziemy się teraz bawić? - oparł się na łokciu, błądząc wzrokiem po Twoich piersiach i twarzy.
Ty: Nie odzywaj się gdy Ci nie pozwolę. - warknęłaś i pchnęłaś go ponownie na stół.
Louis: Arr.
Ty: Po pierwsze: Masz się do mnie zwracać per. madame [T.N.]. Po drugie: Nie odzywasz się niepytany. Po trzecie: Robisz to, co Ci mówię. Jasne?
Louis: Jak słońce.
Ty: JASNE? – wbiłaś mu paznokcie w pośladek.
Louis: JASNE, MADAME [T.N.]!
Ty: I co? Można?
Harry: Louis? [T.I.]? Wróciłem.
Ty: Ja pieprzę.. Zamknąłeś drzwi?
Louis: Po co?
Ty: A chociażby po to! – szybko sięgnęłaś po koc, który na szczęście leżał na krześle. Okryłaś nim siebie i Lou. Harry wszedł do kuchni, ale zaraz wytrzeszczył oczy i odwrócił się.
Harry: Bo ja tego.. Bo drzwi były otwarte, to wszedłem! Nic nie widziałem!
Louis: Spoko, spoko. I tak już skończyliśmy. No nie, madame?
Ty: Tak panie Tomlinson!
Oboje się zaśmialiście i próbowaliście pozbierać wasze ciuchy z podłogi.




 

 Tak, tak wiem ostre. Ale bardzo mi się podoba. a wam? Piszcie w kometarzach. Nie wiem dokładnie kiedy dodam następną część 'Summer Love' ale napewno się ona pojawi. Piszcie w komętarzach jakie i z kim chcecie kolejne imaginy.;))
 

2 komentarze: